piątek, 29 marca 2013

studiowanie jest fajne

"Co robić, żeby się nie uczyć" PWr version, semestr pierwszy


ćwiczenia + wykład z programowania

"Rodzina"
filozofia: rysowanie w stylu ping-pong z Janem (po jednej postaci w rundzie)

filozofia (muszę nadmieniać, że wykłady z filozofii odbywały się po ćwiczeniach z analizy?)

zastępstwo z filozofii

filozofia znów

Brysia i rzutnik -- Ali i matematyka wyższa

Materiały do wersji drugosemestrowej już się zbierają.

PS Pragnę tylko dodać, że wykłady z filozofii były na prawdę bardzo ciekawie prowadzone! Po prostu trzeba czymś ręce zająć jak się słucha, a wykładów było sporo, stąd ta ilość... ;)

czwartek, 17 stycznia 2013

ćwiekurtka

Najwspanialsza na świecie katana jeansowa, dorwana w lumpie za 10 polskich nowych. Rzadko udaje mi się podążać za modą i do niej nawet dobiec, ale tym razem coś mi się zdaje, że takie ćwiekowanie jest trendy (albo było?)... All in all, był stary pasek z ćwiekami, była powierzchnia, to sobie machnęłam kilka piramidek. Dla zachowania równowagi we wszechświecie, krój kurtałki raczej podchodzi pod lata 80 ;)

Ciekawi mnie, czy ktoś tu jeszcze zagląda !

BEFORE:











AFTER:

czwartek, 13 września 2012

kolczyki vinylove

Ten wytwór można śmiało podporządkować do kategorii ŻYCIE RZECZY! Znaleźliśmy zastosowanie dla płyty, która nie była jakaś wielce zniszczona, ale była po prostu... słaba. Dlatego też bezużyteczna. Kolczyki w całości hand made, począwszy od wyginania i rozcinania nożyczkami płytki, poprzez wytapianie dziurek gwoździem, podgrzewanym do czerwoności na kuchence gazowej, do wkładania bigli, które gdzieś tam się znalazły w pudełku (zapewne po zepsutych kolczykach). I oto są:



W ten oto sposób polskie nagrania Muza nadal będą wpadać w ucho, acz w trochę innej formie artystycznej...
Bisous.

środa, 5 września 2012

jewelry storage

To, z czym zawsze miałam mniejszy lub większy problem, rozwiązało się! A to za sprawą wielu inspiracji z sieci. Szukanie po pinterestach i innych dziadach opłaciło się - oto wypadkowa z przejrzanych obrazków:


Nr 1, w którym bardzo dopomógł mi A., przynosząc z warsztatu dziurkowany arkusz metalu, gotowy do zawieszenia na ścianie. Może kiedyś oprawię go w jakąś ramę. Póki co wygląda dość industrialnie.




 Wieszaczki na naszyjniki oraz bransoletki wykonałam z pierścionków, wylosowanych ongiś w automacie nad morzem. Cóż za recykling!



Nr 2 to swoista książeczka na wtykane kolczyki (nigdy nie wiem jak je fachowo nazwać). Wykonana z różnych skrawków znalezionych w domu. Nie jestem zadowolona z jakości wykończenia, ale za to kolczyki bezpieczne! No i te cętki, mrrrrr



kolczyki w końcu szczęśliwe!

czwartek, 2 sierpnia 2012

mistrz cierpliwości

Jakiś czas temu zupełnie przypadkowo znalazłam się w lumpeksie. I jak to zwykle bywa z tymi zupełnymi przypadkami, wyhaczyliśmy z Aluśkiem świetny zestaw ciuchów (a właściwie ciucha) i dodatków za śmieszną cenę dziewięciu złotych! W skład upolowanych zakupów wchodzą: T-shirt, jeansowy plecak-worek ze ściągaczem, skórzany pasek z nietypowym rozmiarem ćwieków oraz klasyczny parciany (dla Alejandro, który po wielokrotnych błaganiach i szantażach zdecydował się wyrzucić swój stary, rozpruty okropny pasek wraz z sentymentami. No dobra... ja go wyrzuciłam, bo on by się chyba za to nie zabrał. Nieważne. Nie ma go już i świat jest piękniejszy!)

Więcej słów poświęcę T-shirtowi, który okazał się jeszcze bardziej kozacki niż by się zapowiadało. Nadruk wygląda tak:

Zdjęcie nie jest do góry nogami, lecz nadruk. Dlaczego? I dlaczego brak tu pedała do stopy? Tego nie wiem. W każdym razie T-shirt był za bardzo t-shirtowaty i za bardzo obcisły jak na t-shirt, co prowadzi do tego, że Juleczka wygląda w nim jak 13-letni chłopiec. Trzeba było więc go bardziej udziewczęcić lub ukobiecić lub jak to zwał. I w tym momencie dochodzimy do wyjaśnienia tytułu posta (scrollujemy do góry i szybko wracamy :) ). Otóż po co dać robotę komuś z maszyną do szycia, jak można się pomęczyć pół dnia samemu z igłą i nitką... Tak, lubię utrudniać sobie życie. No ale ogólnie jakoś tam wyszło znośnie.

To niestety nie koniec historii! Na lewej stronie pleców koszulki odnajdujemy jakiś nadruk, dłuższy tekst. Oj nie, to nie jest instrukcja do prania, bo nagłówek głosi "Make or Amen Break it"...

Gdybym była Amerykaninem, pewnie powiedziałabym "Holy shit!", ale żem słowianka rodowita, wyszło coś w stylu "O ja cię pierniczę, myślisz, że to jest o amen break'u? o TYM amen brejku?" Wtem pogrążyłam się w lekturze i jednoczesnym tłumaczeniu na polski (Alejandro powinien być mi wdzięczny za tę dobroć). 
We were right.
Tekst i koszulka są poświęcone G.C. Coleman'owi z zespołu The Winstons, twórcy i wykonawcy słynnej solówki z utworu "Amen, Brother" zwanej "The Amen Break". Artykuł (chyba można to tak nazwać) mówi, że ów the most sampled record of all time jest wykorzystywany w tysiącach utworów (spójrzmy chociażby na dramenbejsy), w wielu kawałkach ze szczytów list przebojów, a G.C. nie miał z tego złamanego grosza! Od tego momentu jeszcze bardziej podniecałam się koszulką :)
I tu wjeżdża zapis solówy:

To by było na tyle. Rozpisałam się za bardzo, to nie w moim stylu, czas na konklużyn: pamiętajmy o panu Colemanie!

czwartek, 12 lipca 2012

werciowski prezent

prezent nietrwały, acz od serduszka. Przyznaję bez bicia, że czcionkę zgapiłam, ale bardzo mi tu pasowała i oprzeć się nie mogłam :)
Powoli wykańczam się psychicznie i fizycznie, nie mogę się doczekać, aż to szaleństwo minie! Nie mam czasu ani na robótki DIY, ani na makijaż ani na inne bzdety sprawiające mi przyjemność... Pozdrawiam sprzed rozpękanej matrycy Biedaszka HEJŻE HO