Więcej słów poświęcę T-shirtowi, który okazał się jeszcze bardziej kozacki niż by się zapowiadało. Nadruk wygląda tak:
Zdjęcie nie jest do góry nogami, lecz nadruk. Dlaczego? I dlaczego brak tu pedała do stopy? Tego nie wiem. W każdym razie T-shirt był za bardzo t-shirtowaty i za bardzo obcisły jak na t-shirt, co prowadzi do tego, że Juleczka wygląda w nim jak 13-letni chłopiec. Trzeba było więc go bardziej udziewczęcić lub ukobiecić lub jak to zwał. I w tym momencie dochodzimy do wyjaśnienia tytułu posta (scrollujemy do góry i szybko wracamy :) ). Otóż po co dać robotę komuś z maszyną do szycia, jak można się pomęczyć pół dnia samemu z igłą i nitką... Tak, lubię utrudniać sobie życie. No ale ogólnie jakoś tam wyszło znośnie.
To niestety nie koniec historii! Na lewej stronie pleców koszulki odnajdujemy jakiś nadruk, dłuższy tekst. Oj nie, to nie jest instrukcja do prania, bo nagłówek głosi "Make or Amen Break it"...
Gdybym była Amerykaninem, pewnie powiedziałabym "Holy shit!", ale żem słowianka rodowita, wyszło coś w stylu "O ja cię pierniczę, myślisz, że to jest o amen break'u? o TYM amen brejku?" Wtem pogrążyłam się w lekturze i jednoczesnym tłumaczeniu na polski (Alejandro powinien być mi wdzięczny za tę dobroć).
We were right.
Tekst i koszulka są poświęcone G.C. Coleman'owi z zespołu The Winstons, twórcy i wykonawcy słynnej solówki z utworu "Amen, Brother" zwanej "The Amen Break". Artykuł (chyba można to tak nazwać) mówi, że ów the most sampled record of all time jest wykorzystywany w tysiącach utworów (spójrzmy chociażby na dramenbejsy), w wielu kawałkach ze szczytów list przebojów, a G.C. nie miał z tego złamanego grosza! Od tego momentu jeszcze bardziej podniecałam się koszulką :)
I tu wjeżdża zapis solówy:
To by było na tyle. Rozpisałam się za bardzo, to nie w moim stylu, czas na konklużyn: pamiętajmy o panu Colemanie!
ALEEEEEEEEEEEEE FAJNA !!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńJasne,że dorwałaś ją w lumpie?!
OdpowiedzUsuńczasem znajdzie się taka perełka :)
OdpowiedzUsuń